Fragmenty i cytaty


Cytaty z książki
„Demony Dominiki” Łukasza Piotrowskiego

Powinnaś dorosnąć, mała dziewczynko. Powinnaś już była dawno temu dorosnąć.

Prawdę mówiąc, nikt nie działał jej tak bardzo na nerwy jak właśnie on. Szczególnie kiedy znajdowała się pod wpływem alkoholu. Dokładnie jak teraz. Nie lubiła rozmyślać na temat swojego małżeństwa, gdy była pijana, ponieważ dochodziła do wniosku, że nie ma pojęcia, dlaczego wyszła za Piotra.

W chwili, gdy już miała zagasić niedopałek papierosa i wrócić do łóżka, poczuła się bardzo niepewnie. Było to dziwne uczucie, ale wydawało jej się, że ktoś właśnie teraz – w tej chwili – ją obserwuje. Z niepokojem rozejrzała się wokół. Wszędzie panowały cisza oraz ciemności.

– Czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć?
Zamarła z dłonią na klamce. Czyżby coś podejrzewał?
– Co masz na myśli? – Udała zaciekawioną, starając się ukryć swoje zmieszanie.

Gdyby miała komuś opowiedzieć, w którym dokładnie momencie zorientowała się, że coś tutaj nie gra, odpowiedziałaby, że nie ma pojęcia.

Ciekawość całkowicie wzięła w niej górę, a ponadto coś jeszcze: chłodne, nieprzyjemne uczucie niepokoju. Gdzieś głęboko w podświadomości jakaś część jej umysłu gorączkowo wołała, że coś nie gra.

Korytarz był przerażająco obcy i zimny. Zdawało się, że cała przestrzeń w niewytłumaczalny sposób zaciska się wokół niej. Wrzasnęła po raz kolejny. Ponownie bez rezultatu.

Przez kilka sekund jakby docierał do niej fakt, że przestała być tutaj sama. Mogło być to spowodowane szokiem, jakiego doznała na widok okropnych wizerunków w ścianach, lecz już po chwili poczuła, jak jej ramiona pokrywają się gęsią skórką, a strach zaczyna ją paraliżować od stóp do głów.

– Ciii… – Czarnowłosa kobieta przyłożyła jej palec do ust, zupełnie jak matka karcąca swe dziecko. Był lodowato zimny, jakby należał do nieboszczyka.
– Niebawem wszystkiego się dowiesz.

– Kłamałam… Pomóż mi… Kłamałam… Z początku potrząsnęła głową, przekonana, że to jedynie spowodowana stresem halucynacja. Wołanie nie ustało, a wręcz przeciwnie: jeszcze bardziej przybrało na sile.

Od stóp do głów zbryzgana była krwią, która w świetle lampy połyskiwała swoiście upiornym odcieniem szkarłatu.

Tej nocy otaczały ją cienie. Dryfowała zanurzona w oceanie gęstej, nieprzeniknionej ciemności, a szepty rozlegały się dookoła niej. Wydawało jej się, że nie tylko je słyszy, ale także czuje, jak ją przenikają, podczas gdy sama jest przezroczysta niczym duch, nieskrępowana fizycznym ciałem.

Dominika, spokojnie. Widziałaś morderstwo, dręczą cię koszmarne sny, a teraz masz halucynacje, uspokajała się w myślach. – Nie jestem halucynacją – powiedziała dobitnie Alice.

– Udało mi się skończyć z nią w samą porę, abyś mogła to zobaczyć. Przecież od zawsze życzyłaś jej, żeby umarła. Spełniłam tylko twoje marzenie, a jej ofiara dała mi siłę, bym mogła w końcu opuścić ramy sennych koszmarów.

Samotność. Ten stan, który nigdy nie dawał jej spokoju. Ona zawsze wracała. Prędzej czy później. Tylko po to, aby ją złamać w momentach, kiedy nie miała już sił.

Poza tym musiała uciec. Musiała pozbyć się tego jedzenia. Tej wstrętnej, okropnej zawartości żołądka. Czuła, jak wszystkie zjedzone ciasteczka, krokiety, ciasta oraz inne przysmaki zaczynają dosłownie pęcznieć w jej brzuchu. Należało pozbyć się ich teraz, nim będzie za późno. Wystarczy kilka godzin, aby żołądek zaczął trawić całe to nadprogramowe jedzenie, sprawiając, że ona sama zacznie stawać się tłustym, wstrętnym grubasem.

W ciągu ułamka sekundy zdążyło jej przemknąć przez myśl, że to przecież nic więcej jak tylko istne szaleństwo, bo przecież jej przyjaciółka spoczywa od trzynastu lat na cmentarzu, a ona sama klęczy w obskurnej toalecie, robiąc z siebie kompletną wariatkę, zamiast po prostu iść do psychiatry…

– Nie żyję? Czyżby? – Ida uśmiechnęła się złowrogo. – A może raczej chciałaś powiedzieć: POWINNAM NIE ŻYĆ?

Wszystko, dosłownie wszystko w salonie zostało wywrócone do góry nogami. Ich wielki, ulubiony, szary narożnik leżał na boku, podobnie jak stojący przed nim stoliczek do kawy. Książki z półek obok telewizora zostały porozrzucane po całej podłodze. Również doniczki z kwiatami stojące na parapecie były porozbijane. Świeczki oraz inne ozdoby na półkach spotkał ten sam los.
Ale najgorsze były napisy. Wielkie, białe napisy wykonane kredą na ścianach.

Nigdy nie ujrzy Izy takiej, jaka była wcześniej. Nawet jeśli uda się jej w końcu wstać z tego pieprzonego krzesła, to i tak nie będzie to już jej przyjaciółka.

Właśnie wyszedł spod prysznica i pośpiesznie się ubrał, kiedy spostrzegł w lustrze coś dziwnego. Twarz, która spoglądała na niego ze zwierciadła, nie była jego odbiciem.

Zjawa opuściła lustro. Gładka powierzchnia zafalowała niczym tafla wody, kiedy kobieta, lewitując, dosłownie z niej uleciała i stanęła tuż przed nim.

Wciąż liczyła, że jej przyjaciółka lada moment przerwie to wszystko, dochodząc do wniosku, że jednak brakuje jej odwagi do popełnienia tego ostatniego, nieodwracalnego kroku. Wrzuci tabletki z powrotem do opakowania, po czym zakręci fiolkę.

Milczała, nie poruszywszy się z miejsca, łapiąc gorączkowo oddech i obserwując zachowanie jej męża. Czuła bijącą od niego woń alkoholu, a jego zachowanie zaczynało stawać się coraz bardziej agresywne.

– Aha. Jeszcze jedno. – Obrócił się przez ramię, nim wyszedł. – Jeżeli wrócę i cię tu nie zastanę, ty kurwo… – zawahał się przez chwilę, myśląc nad następnymi słowami – bądź pewna, że pożałujesz. Doprawdy gorzko pożałujesz.

Piotr odjął dłonie od twarzy, która była zalana krwią. Na pierwszy rzut oka nie potrafiła rozpoznać, co było nie tak, lecz po chwili dotarło do niej, co uczyniła Alice.

Dominika nachyliła się i pocałowała ją w martwe, aczkolwiek wciąż jeszcze ciepłe usta. – Żegnaj, przyjaciółko – wyszeptała z największą czułością, na jaką było ją stać.